Świeżo po seansie, oczywiście jestem oczarowany, ale też lekko zszokowany. O "Django" nie da się łatwo zapomnieć, bez powracania myślami choćby na moment do fabuły, a szczególnie do jednej sceny. W której to Quentin Tarantino osobiście wystąpił w swoim dziele.
Dawno mnie tutaj nie było, a z okazji nowego roku wypada coś podsumować. Nie żadne sportowe wydarzenia ani najlepsze mecze ostatnich 12 miesięcy. Czas na osobisty rachunek sumienia z… przeczytanych książek.